
Krajna AR – niesamowita końcówka w Złotowie
- Opubikował Marek Galla
- 23 marca 2016
- 1 Komentarze
- Wyświetlenia 840
Co to był za wyścig! Po prawie 14 godzinach napierania zwycięzcy przyjechali tylko 10 sekund przed drugą ekipą, a w ciągu 3 minut na mecie zameldowały się jeszcze 3 kolejne zespoły. Dużą niespodzianką jest to, że wydawałoby się najlepszy zespół w Polsce – AR Team, zajął dopiero 4-5 miejsce, a zawody wygrali zawodnicy z Poznania Krzyś Muszyński i Konrad Rochowski tuż przed Łukaszem Grabowskim i Agą Staniewską. Na trzecim, prowadzący przez olbrzymią część rajdu, Eventyr Team w składzie Marcin Ździebło i Sebastian Mański.
Krajna to malowniczy region leżący pomiędzy rzekami Brdą, Gwdą i Notecią. Mnóstwo jezior, mniejszych i większych rzeczek, brak dużych ośrodków miejskich. Cisza, spokój i sielanka. Właśnie to miejsce 2 lata temu upatrzył sobie Hillsprint, czyli Kuba Wolski i ekipa, na organizację rajdu przygodowego i tak oto powstał Krajna Adventure Race. Kuba im starszy, tym bardziej łaskawie obchodzi się z uczestnikami swojego rajdu. Na pierwszej edycji zwycięzcy na ukończenie trasy potrzebowali niemal 30h, w zeszłym roku było to 17h, a w tym już tylko niecałe 14h. Miejmy nadzieję, że ta tendencja się odwróci.
Na starcie tegorocznego Krajna Adventure Race sporo mocnych zespołów. Zdecydowanym faworytem wydawał się być AR Team, który wystawił aż trzy dwójki, do walki włączyć się miały poznańskie zespoły, czyli wymieszane On-Sighty, Hadesy (z przyległościami) i Rajd Konwalii Team, a także śląski Eventyr Team i wrocławski Freeride. Rajd rozpoczął się od 3-kilometrowego biegu po centrum Złotowa, a następnie 4-kilometrowego etapu rolkowego dookoła Jeziora Miejskiego. Niestety już tutaj zawody zakończyły się dla jednego z faworytów On-Sight/KS Koniec Kiepszczenia. Na rolkach wywrócił się Krzysztof „Łasuch” Łakomiec i trafił do szpitala z wybitym barkiem, jego partner Szymon Pietrowski kontynuował rajd w pojedynkę. Prolog zbyt mocno nie rozciągnął stawki i na etap kajakowy zespoły ruszały dość mocno zbite.
W nocy z 18 na 19 marca rzadko jest ciepło, kalendarzowo to przecież jeszcze zima. Podobnie było tego roku w Złotowie. Temperatura spadła poniżej zera i zespoły miały duży problem, żeby utrzymać na etapie kajakowym jako taki komfort cieplny. Po 1,5 kilometrowym odcinku po Jeziorze Miejskim zawodnicy wpływali w rzekę Głomię i pozostałe 18,5 kilemetra tego etapu to był spływ tą rzeką. Głomia niespecjalnie pozwalała na wzajemne wyprzedzanie się zespołów, było kilka przenosek, gdzie często trzeba było czekać, aż z kajaku wysiądzie poprzedni zespół. I to właśnie przenoski w całym tym etapie były najtrudniejszą częścią. Przy wyjściu na brzeg organizm momentalnie się wychładzał i zaczynał dziwnie telepać. Ręce po powrocie do kajaka i chwyceniu zimnego wiosła grabiały i dopiero po kilku minutach wiosłowania dochodziły do siebie. Na odkrytych mokrych nogach tworzyła się pięknie mieniąca się w świetle czołówki szadź. Po tym etapie różnice w czołówce niewielkie, z przodu Eventyr, TS Olimpia, Hades/OnSight i 2 zespoły AR Team, które jednak dotkliwiej odczuły zimno na kajaku i na kolejny etap wyruszyły 7 minut po prowadzącej trójce. Kajak to najprostszy nawigacyjnie etap, a w przypadku spływu rzeką jest on tej nawigacji pozbawiony, dzięki temu rajd stracił jedną z trudności, czyli nawigowanie po ciemku, bo właściwie cała noc przeleciała na kajaku.
Mała prywata 🙂 Mój zespół, czyli Rajd Konwalii TEAM po rolkach wypływał z ok. 10 minutową stratą, trochę się guzdraliśmy na przepaku i parę minut uciekło. Trzymając dobre tempo utrzymywaliśmy dystans do prowadzących i doganialiśmy, i przeganialiśmy kolejne zespoły, aż do ostatniej przenoski, gdzie stało się to co nie powinno. Wysiadając z kajaku (gramoląc się jak ciota to lepsze określenie) poślizgnąłem się na błotnistym, dość stromym brzegu i chcąc uniknąć wpadnięcia stopy do lodowatej wody próbowałem się chwycić czegokolwiek, machnąłem na oślep ręką i jedyne co złapałem to mój partner z zespołu. To był moment, odwracam się, a Maciej z oczami wielkości spodków wynurza się z rzeczki, która akurat w tym jednym miejscu musiała być taka głęboka. Ogarniamy się dość szybko, ale i tak dostajemy strasznej telepy, przenosząc kajak ręce mamy strasznie zgrabiałe, ja myślę, że trzyma go Maciej, Maciej myśli, że trzymam go ja, ale kajak dobrze wie, że nie jest trzymany przez nikogo i wykorzystuje okazję, i wpada do wody. I tak płynie sobie środkiem Głomii, a my biegniemy brzegiem z wiosłami próbując go zatrzymać. Monty Python przy tym to mały pikuś. Jakby ktoś chciał spróbować morsowania to zapraszam ze mną zimą na kajak, zrobi to i nawet nie będzie wiedział kiedy.
Etap rolko-trekkingowy jest stworzony dla urodzonych Napoleonów. Czy bardziej opłaca się biec czy jechać, czy może po trochu jednego i drugiego? A jak już wybraliśmy środek lokomocji to teraz pytanie którędy? Rolki na dobrym asfalcie to tempo ok. 20 km/h, bieg z plecakiem z rolkami to 10 km/h, więc nawet jeśli odcinek rolkowy jest dwa razy dłuższy to pokonamy go w tym samym czasie. Trzeba doliczyć jeszcze czas na przebranie sprzętu. Z drugiej strony nawet szybka jazda na rolkach jest dużo mniej męcząca niż bieganie i w perspektywie dalszego ścigania się na trasie czasami warto stracić kilka minut, ale ukończyć etap mniej umordowanym. Najlepiej z tą strategią poradziły sobie trzy prowadzące zespoły Eventyr (I miejsce), OnSight/Hades i TS Olimpia (10 minut straty). AR Team-y mimo niesamowitego tempa na rolkach (spójrzcie na tracku jak dosłownie pożerają na asfalcie zespół OnSight/RK Team) dojechały na koniec tego etapu z prawie 30 minutową stratą, częściowo wynikającą z błędu na PK15, a częściowo ze źle wybieranych wariantów. Poniżej małą symulacja jak to wyglądało.
- Na PK14 Wielkopolanie i Eventyr zasuwali na nogach, AR Team na rolkach dookoła i sporo stracił.
- Na PK15 wariant biegowy i rolkowy były podobne. Tutaj poszalała Justyna z Rafałem, bo na taki objazd to trzeba mieć naprawdę bujną wyobraźnię
- PK 16 z lewej było szybciej i o ponad kilometr bliżej
Pierwszy etap rowerowy to dość szybkie przeloty po wielkopolskich asfaltach i niezłej jakości szutrach. Nie było tutaj zbyt wielu wariantów przejazdu i zyskiwał ten, kto miał pod nogą. Małych problemów zespołom przysporzyły punkty „19” i „21”. Dziewiętnastka znajdowała się na „kładce” nad strumieniem, przy czym kładka była na niewielkiej zarośniętej przecince i nie każdy decydował się tam wjechać od razu. Na tym punkcie około 10 minut straciła TS Olimpia. PK21 miał z kolei opis „Grodzisko”, ale mapa w tym miejscu ewidentnie nie grała, w miejscu punktu zaznaczone było bagno, które w terenie było przesunięte. Sam punkt stał na górce, na którą patrząc tylko w mapę w ogóle nie chciało się wchodzić, bo przecież punkt ma być w bagnie. Tutaj z kolei 5-6 minut stracił On-Sight/Hades. Po tym etapie, tuż przed wyjściem na BnO klasyfikacja wyglądała następująco:
1. Eventyr Team 9:52
2. Hades/Onsight 10:10
3. TS Olimpia 10:31
4. AR Team (2 zespoły) 10:36
Wydawało się, że Eventyr i Onsight/Hades będą walczyć o pierwsze miejsce, natomiast TS Olimpia będzie odpierać ataki AR Teamów w walce o najniższy stopień pudła. Stalo się jednak inaczej.
Etap biegu na orientację odbywał się w dolinie rzeki Łobzonki. Trasa była stosunkowo prosta, ale było na niej kilka pułapek, na które dał się złapać zarówno prowadzący Eventyr jak i biegnący na drugim Krzyś Muszyński z Kondzikiem Rochowskim. Najlepiej ten etap pokonała TS Olimpia w ok. 1h 30min, nadrobiła 2 minuty nad AR Team-ami, 5 minut nad Eventyr Team i aż 17 minut nad Hades/Onsight. Wszystko się bardzo spłaszczyło i teraz wydawało się, że to Eventyr jedzie po pewne zwycięstwo, a pozostałe zespoły powalczą o miejsca 2-5. Nic bardziej mylnego!
PK 24 na ostatnim odcinku rowerowym to punkt, który sprawił uczestnikom najwięcej problemów. Rzadko który zespół nie popełnił tam błędu. I błąd, a właściwie wielbłąd (he he) popełnił tam Marcin Ździebło z Sebastianem Mańskim. Stracili w tym miejscu swoją całą ponad 30 minutową przewagę i wszystkie 5 prowadzących zespołów zbiło się praktycznie w jeden peleton. Ale końcówka należała do zespołów z Wielkopolski, które wybierały warianty szutrami, a te okazały się mieć bardzo dobrą ubitą nawierzchnię i objeżdżający asfaltami AR Team i Eventyr na tym straciły. Walka o zwycięstwo toczyła się do ostatnich metrów, już w samym Złotowie Adze Staniewskiej 2 razy spadł łańcuch i zespół ten dał się dogonić Krzysiowi i Konradowi, i to ostatecznie Hades/OnSight świętował zwycięstwo w Krajna Adventure Race 2016, na drugim TS Olimpia, potem Eventyr Team, a dopiero na 4 miejscu dwa zespoły faworytów – AR Team.
- Wielbłąd Eventyr Team. Potężna strata i przegrane pewne zwycięstwo
- Na objeździe asfaltem Eventyr traci kolejne minuty
- Przykład przebiegu między dwoma punktami z zaznaczonymi przebiegami kilku zawodników.
Na mecie zapytaliśmy Krzysia Muszyńskiego jak się wygrywa najsilniej obsadzony rajd w Polsce, odpowiedział „Trzeba mieć mocniejszego od siebie partnera”. Konrad Rochowski ciągle poszukuje zespołu na majówkowy rajd 360 stopni, teraz powinien już go znaleźć bez problemów 🙂
We wpisie na swoim blogu AR Team napisał o przelocie na ostatni punkt „…powinniśmy, pomni wcześniejszych doświadczeń, pilnować przeciwników, wiedząc, że mamy pod nogą przewagę i zaatakować na przelocie na metę”. Rzeczywiście tego dnia nie byli mistrzami wyboru słusznych wariantów, ale czy taktyka „wieziemy się na plecach i wyprzedzamy na finiszu” przystoi zespołowi, który niedawno bił się o podium Mistrzostw Europy?
Replay rywalizacji zawodów: trackcourse.com (wszystkie zespoły) i 3DRerun (TOP12, ale więcej możliwości )
Wyniki i więcej informacji na stronie zawodów
Zdjęcia użyte w artykule są autorstwa Piotra Dymusa
1 Comments