
Afera dopingowa w Adventure Race
- Opubikował Marek Galla
- 1 kwietnia 2016
- 1 Komentarze
- Wyświetlenia 1552
Niedawno sportowym światem zatrzęsła wiadomość, jedna z najbardziej znanych i rozpoznawalnych sportsmenek, ikona tenisa – Maria Szarapowa – stosowała niedozwolone środki i została zdyskwalifikowana. Nikt nie spodziewał się, że podobne zdarzenie dotknie tak niszowego sportu jak Adventure Race, a jednak …
Podczas zawodów AR nie ma kontroli antydopingowych i sportowcy czują się dość bezkarnie. Krzysztof M. pseudonim Móha, bo to on stoi za największym skandalem w Adventure Race ostatnich lat, nie spodziewał się, że jego proceder wyjdzie na jaw, ale, jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, zgubiła go pazerność. Krzysztof postanowił wystartować w Akademickich Mistrzostwach Polski w szalenie popularnej dyscyplinie – „ergometr”. Sport, który wydaje się nudniejszy nawet od biegów ulicznych, skusił M. łatwością osiągnięcia dobrego wyniku, a co za tym idzie otrzymania stypendium na uczelni. Jakie musiało być jego zdziwienie, gdy podczas zawodów na sali pojawili się panowie z Państwowej Agencji Antydopingowej. Pechowo dla M. został wylosowany do badania próbki krwi, która jednoznacznie potwierdziła stosowanie przez niego niedozwolonego leku Meldonium. Lek ten został wpisany na listę środków dopingowych 1 stycznia tego roku, a na jego używaniu wpadło już wiele gwiazd światowego sportu. „Pan M. tłumaczył się, że lek ten przypisał mu lekarz na wykrytą u niego 10 lat temu wadę serca i stosuje go od tego czasu. I że nie wiedział, że jest niedozwolony, jednak takie tłumaczenia słyszeliśmy już setki razy i nie robią na nas żadnego wrażenia” – powiedział nam pracownik Państwowej Agencji Antydopingowej, który w trosce o swoje bezpieczeństwo wolał pozostać anonimowy. Meldonium nie ma wielu skutków ubocznych, właściwie jedyny to niekontrolowane zapadanie w sen w dziwnych miejscach, a poza tym używanie go jest w pełni bezpieczne, dlatego tak wielu sportowców decyduje się go używać. Krzysztofowi M. grozi dwuletnia dyskwalifikacja, jednak należy się zastanowić jaki wpływ ta wiadomość będzie miała na rozwój i postrzeganie AR w Polsce.
„Od 6 lat organizujemy rajdy, kursy, treningi biegu na orientację, wszystko za darmo, albo nawet czasami do tego dokładamy. Staramy się jak możemy, żeby rozpromowować Adventure Race w Polsce, a taki nieodpowiedzialny gówniarz wszystko zepsuł. Nie chcemy go dożywotnio widzieć na naszych imprezach!” – powiedział nam, nie kryjąc zdenerwowania, Franciszek Galla współorganizator sześciu imprez cyklu Puchar Konwalii. Również środowisko zawodników wzburzyła ta wiadomość. „Składam oficjalny protest do organizatora Krajna Adventure Race, to jawne oszustwo. Nie może być tak, że przegrywamy, i to minimalnie, z zespołem, który używa nielegalnego wsparcia. Jakim prawem!? Krzysztof M. jest oszustem i tak to trzeba nazywać, a nie uśmiechać się i poklepywać po plecach!” – wykrzykiwał spokojny zazwyczaj Łukasz Grabowski, który na wspomnianym Krajna Adventure Race przegrał z Móhą zaledwie 10 sekund. „Zastanawiałem się jak on mógł biegać tak szybko z takim brzuchem, teraz już wszystko jasne” – dodaje jego partner na ostatnim rajdzie Konrad Rochowski. „Przyjaźnię się z Krzysiem od kilkunastu lat i w życiu nie podejrzewałbym go o takie praktyki, czy nasza przyjaźń jest oparta na oszustwie? Sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć” – powiedział nam w szczerej i wzruszającej rozmowie Staś Ritter – „Może to jego rosyjscy znajomi z Erasmusa sprowadzili go na złą ścieżkę… Przecież to dobry chłopak, sam chyba by czegoś takiego nie wymyślił?”. Czy Krzysztof M. straci nie tylko sportową karierę, ale także przyjaciół?
Krzysztof M. to najjaśniej świecąca gwiazda polskiego Adventure Race, mimo bardzo młodego wieku ma na swoim koncie ukończonych wiele długich i wymagających rajdów, wiele zwycięstw na krajowym podwórku i tytuł Najlepszego Zawodnika AR w 2014 roku. Dla wielu był inspiracją, wzorem do naśladowania, bodźcem, żeby zmienić swoje życie. „Zawiódł nas wszystkich” – skończył rozmowę z nami Staś Ritter.
Krzysztof M. długo nie odbierał od nas telefonów, ale w końcu udało nam się z nim porozmawiać. „Chciałbym przeprosić wszystkich moich fanów. Presja z ich strony, ale także umowy sponsorskie wymagały ode mnie zwycięstw, dlatego zdecydowałem się na oszustwo. Bardzo tego żałuję. Teraz mam dwa lata odpoczynku od sportu, a potem zobaczę czy do niego wrócę. Co będę robił? Oddam się innym moim pasjom, modelingowi i podróżowaniu. Z tego też można wyżyć”.

Czy to kontrakt z Bel-Polem wymógł na M. stosowanie dopingu? Jedno jest pewne, talent do fotomodelingu ma i z głodu nie umrze.
1 Comments