• Strona główna
  • Rajdy AR
  • Maratony PMnO
  • BNO
  • Inne
  • Kalendarz
  • Ranking
    • Notowania
    • Regulamin
    • Archiwum
  • Trening
    • Poradnik
    • Zielony Punkt Kontrolny
  • Oferta
  • Strona główna
  • Rajdy AR
  • Maratony PMnO
  • BNO
  • Inne
  • Kalendarz
  • Ranking
    • Notowania
    • Regulamin
    • Archiwum
  • Trening
    • Poradnik
    • Zielony Punkt Kontrolny
  • Oferta

Krajna AR 2018

  • Opubikował Marek Galla
  • 28 marca 2018
  • 3 Komentarze
  • Wyświetlenia 714

Krajna Adventure Race po raz kolejny udowodniła, że jest rajdem, na który warto przyjechać. Świetne wielowariantowe trasy, mocna i wyrównana stawka zawodników, wspaniałe widoki i przyroda, a przede wszystkim świetni i przesympatyczni organizatorzy, którzy robią wspaniałą atmosferę na trasie. Jest to też pierwszy rajd od długiego czasu, z którego mogę napisać osobistą relację 🙂

Relację zacznę do tego, że w Złotowie dają świetną pizzę, ale przed startem nie polecamy jeść tej ze szparagami!

Z miny Łukasz można wyczytać co myśli. "Czemu jadłem te szparagai? Czemu?"

Z miny Łukasza można wyczytać co myśli. „Czemu jadłem te szparagi? Czemu jadłem te szparagi? No czemu?”

Rajd rozpoczynamy na promenadzie w Złotowie, 19 zespołów, 38 wymiataczy z polskiego AR, oglądam łydki stojących przede mną zawodników i widać, że zimę solidnie przepracowali. Zatrzymuję się na dłużej na tych należących do Irka Walugi, wyglądają jak odlane ze stali, z rozmarzenia „że może też kiedyś takie będę miał” wyrywa mnie komenda „START”. Ruszamy, gdzieś w końcówce stawki, wszystkie zespoły pobiegły na najbliższy słupek. Oczami wyobraźni widzę już na nim kolejki jak przed Świętami po karpia w Biedronce. Decyzja – biegniemy punkty od drugiej strony! Błąd! Słupki Zielonego Punktu Kontrolnego w nocy to tacy mali ninja. Nasze dwie lampy to czasami za mało, żeby odnaleźć je od razu. Szczególnie PK31 dopracował do perfekcji sztukę kamuflażu i tracimy tu 2 minutki. Na koniec biegu przebieramy się na rower. Startuję z Markiem, który chyba miał się urodzić kobietą, bo z roli mamy na rajdzie wywiązywał się wzorowo! Zakładam, tak jak każe, dodatkowe spodnie, kurtkę, ochraniacze na buty, buffy i czołówka nam trochę odjeżdża.

A jak Asia nie trenowała i nie daje rady to ją zostawiamy z tyłu!

A jak Asia nie trenowała i nie daje rady to ją zostawiamy z tyłu!

Na początku roweru prawie giniemy pod kołami rozpędzonego samochodu, który za nic miał nasze wyciągnięte w lewo ręce i to, że jedziemy środkiem drogi. W momencie jak skręcaliśmy postanowił nas wyprzedzić. Dzięki koleś! Od razu zrobiło się cieplej. Niestety nasza pozycja w peletonie jest najgorsza z możliwych. Wyprzedzających nas zespołów nie widzimy wcale, a tym za nami wystawiamy punkty i skręty, sami musimy jechać uważnie i liczyć każdą przecinkę, żeby nie zrobić babola. Tym razem na Krajnie tylko jedna osoba miała kartę startową. Jak Marek podbijał punkt ja miałem czas, na oddawaniu się mojej pasji, czyli jedzeniu cukierków  🙂 Jedzie się całkiem nieźle do punktu piątego i tam pojawia się błoto MAX. To jest niesamowite jaką sieczkę z drogą potrafi zrobić traktor. Wystarczy jeden przejazd po takiej rozmarzającej polnej drodze i już zamienia się ona w błotną tareczkę, a my oczywiście wpakowaliśmy się na drogę, która prowadziła do zrębu. Koleiny głębokości pół metra, czasami musimy zsiadać z roweru i prowadzić, do tego dwa upadki. Błoto przybiera różne formy, stężenia i kolory, ale każde powoduje, że jazda na rowerze to prawdziwa orka (chodzi o orkę w polu a nie taką pandę tylko, że w wodzie przyp. red.). Najgorsze, że w takich warunkach nie da się robić tego co w rajdowaniu najważniejsze – jeść, dlatego przy PK6 mama naszego zespołu zarządza przerwę na bułkę. Jakie jest nasze zdziwienie, gdy podczas konsumpcji dogania nas „Prawdziwa stal” (chyba trochę zardzewiała he he he). Oni? Tutaj? A nie gdzieś pińcet kilometrów przed nami. To znaczy, że może nie idzie jednak tak najgorzej. Ale nas to podbudowało! Końcówkę etapu mamy najszybszą w stawce, bo raz, że motywująco zadziałało to, że zaczęliśmy kogoś doganiać, a dwa, że byłem pewien, że to tutaj czeka na nas miły pan z nalewką mango.

Bez takiego dużego plecaka z rolkami biega się dużo przyjemniej. Serio!

Bez takiego dużego plecaka z rolkami biega się dużo przyjemniej. Serio!

Na przepaku widzimy się z Łukim i Maciejem (pana od mango nie ma), czyli jednymi z głównych faworytów rajdu i to dodaje nam jeszcze animuszu. Niestety teraz zaczyna się mój najmniej ulubiony etap rajdu – rolki, a właściwie rolkotrek. Gdybym miał możliwość usunięcia jednej rzeczy na świecie to nie byłby to głód, wojny, posłanka Pawłowicz, muzyka zespołu Ich Troje, komentarz Przemka Babiarza, Fiat Multipla czy moda na skarpetki do sandałów, nie, poprosiłbym o usunięcie rolek, żebym więcej nie musiał ich zakładać na rajdzie. I to nawet nie dlatego, że nie lubię na nich jeździć, ale jazda na rolkach po ulicy, jak mnie wyprzedza TIR to nie jest coś co sprawia mi największą frajdę. W ogóle czasami mam taki sen, że jadę na rajdzie na rolkach, jest z górki a na końcu znak „ustąp pierwszeństwa” i zza rogu wyłania się ta ciężarówka, która ma mnie skasować. Na szczęście przed rajdem przeczytałem regulamin, w którym stoi, że na etapie rolkotrek nie trzeba mieć ze sobą rolek. Szybka matematyka, Kuba mówiący o słabych asfaltach i nasza decyzja – biegniemy całość. Do zrobienia jakieś 27km, ale proste nawigacyjnie, 3,5h i jesteśmy na miejscu. Dobiegamy do pierwszego asfaltu, a tam dwie informacje jedna dobra – doganiamy kolejne 3 zespoły, druga zła – asfalt jest dobry. Ale jak to? Kuba mówił, że ma być słaby… Nic to, noga za nogą biegniemy i próbujemy nie tracić za dużo do rolkarzy i wtedy pojawiła się ona – tabliczka z napisem Powiat Sępoleński. Boże błogosław różnicę gospodarczą między Wielkopolską a Kujawsko-Pomorskim. Dobry asfalt zmienił się w coś takiego, że ciężko opisać. Ale mi to poprawiło humor! Dobra, poprawiło na moment, bo rolkarzy i tak nie widać na horyzoncie, a my po godzinie biegu oddychamy już rękawami. Na szczęście motywacji starczyło na tyle, że do końca etapu truchtamy i kończymy go na piątym miejscu z drugim czasem etapu. Super taktyka!

I tak przez 15 kilometrów

I tak przez 15 kilometrów

Łobżonka to najbardziej zakręcona rzeka jaką płynąłem. Na początku najdłuższa prosta ma maksymalnie 10 metrów. Niestety wyszło tu trochę nasze niezgranie, bo startowaliśmy z Markiem wspólnie po raz pierwszy. Niby każdy coś tam kajak ogarnia, ale Łobżonka z nami wygrywa i przy każdym zakręcie obijamy się o brzegi. Wygrywają z nami też inne zespoły, bo „umio lepij”.  Na zadanie specjalne dopływamy na ósmym miejscu. Trzeba się wdrapać po drabince marynarskiej na stary kolejowy most, a potem zejść po niej z powrotem do kajaka. Brniemy tutaj w dowcip o „obciąganiu”, obsługa się cieszyła, więc musieli być już bardzo zmęczeni. Nam też wiosłowanie daje się we znaki. Mój organizm bardzo źle reaguje na zimny kajak po bieganiu. Z radością kończymy go w Rudnej, gdzie niby miał wisieć jakiś lampion, ale nie wisiał. Tylko jeszcze odciągamy kajaki do asfaltu i ruszamy na ostatni etap rolkotrek, tym razem mamy już jeździć na rolkach…

Ja obciągam, Maras wchodzi... Nie przestaje śmieszyć :P

Ja obciągam, Maras wchodzi… Nie przestaje śmieszyć 😛

W Adventure Race często największym problem jest brak bodźca do ruszenia dupska. Tu nie ma, jak na maratonie w centrum miasta, rzeszy kibiców dopingujących wzdłuż trasy, powodujących, że głupio jest przejść do marszu, nawet jeśli już się nie ma sił. Nam takiego kopa zabrakło trochę na początku ostatniego etapu. Pierwsze 2 kilometry przespacerowaliśmy, mimo, że spokojnie mieliśmy siły, żeby biec. Może gdybyśmy widzieli kogoś przed albo za nami? Ale podczas spaceru sporo pojedliśmy. Chociaż tyle! W końcu dochodzimy do asfaltu i zakładam to cholerstwo na nogi 😛 Jedzie się całkiem nieźle, w Łobżenicy chwilę szukamy punktu. Objeżdżamy szkołę dookoła, podjeżdżamy pod Urząd Miasta. W końcu zauważam Panią machającą do nas z budynku nad rzeką. No tak, to miał być przecież punkt kajakowy, więc logiczne że jest na brzegu. Do budynku prowadzą schody, więc mówię Marasowi, żeby leciał podbić punkt, ja zostaję na górze, bo jeszcze się na tych rolkach na schodach pozabijam. Czekam minutę, dwie a gościa nie ma! W końcu z budynku wychodzi super miła pani i zmierza na górę po schodach do mnie z herbatą i ciastem. No tak przyjęty na punkcie to jeszcze nie byłem 🙂 Śmigamy dalej, czuć już powoli metę. Asfalt nie najgorszy. Udaje się trzymać średnią pow. 15km/h. Docieramy na fragment pieszy i zaczynają się dziać cuda, bo w oddali widzimy zespoły, które mamy szanse dogonić. Takiej motywacji potrzebowaliśmy! Zaczynamy podbiegać i doganiamy dwa zespoły AR Team. Ratujemy Maćka folią NRC, kurtką, rękawiczkami, bo postanowił się wykąpać w rzece Kocuni. W Marasie oczywiście odezwał się jego macierzyński instynkt i gdyby mógł to pobiegłby jeszcze zaparzyć dla Maćka herbatki 🙂 Na koniec biegu mamy jeszcze do przejścia 10 metrowe rozlewisko. Wchodzi do niego Maciek Mierzwa i mówi, że dalej jest tak po jaja, więc słabo. Szukamy innego miejsca, ale nie ma. Myślę sobie, jestem przecież wyższy, więc może nie będzie po jaja! Nim Maras zdążył zaprotestować przelazłem na drugą stronę i chłopak nie miał wyjścia! Dojazd na metę na rolkach robimy już bez werwy, odwracając się tylko czy AR Team nas nie goni, ale morsowanie chyba zabrało im wolę walki. Na metę docieramy o 18:50 na szóstym miejscu i wtedy uświadamiam sobie, że od 3h nic nie jadłem. Na szczęście w plecaku została jeszcze jedna bułeczka!

Największe szczęście na rajdzie. Ściągamy rolki

Największe szczęście na rajdzie. Ściągamy rolki

Kto nie był ten trąba! A przy okazji zapraszam na IX Rajd Konwalii 🙂

Wyniki na stronie: http://krajnaar.pl

Kropki na stronie: http://app2.trackcourse.com/view/kar-2018-dluga

 5

3 Comments

Aga
  • mar 28 2018
  • Odpowiedz
Akurat jak stałam na mecie to pedziliscie. Brawo. Gratuluję
Wojtek
  • mar 28 2018
  • Odpowiedz
Razem z mango byliśmy na następnym punkcie :-D Fajnie poczytać, miło że wam się podobało. Wpadniemy na Rajd Konwalii :-)
    Marek Galla
    • mar 29 2018
    • Odpowiedz
    Wiem wiem, ale po 30km biegania nie było ochoty, ale namówiłem Łukasza, który miał problemy żołądkowe i mówił, że jak ręką odjął :)

Leave Reply Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Szukaj
Najbliższe imprezy
Facebook
Losowa relacja
"ILEEE?! 10:24. ALE ZA TO LASY PIĘKNE!"
autor: Katarzyna Karpa
Popularne wpisy
  • Poradnik BnO – część 1 – legenda mapy
  • Maraton na Orientację – jak zacząć?
  • Poradnik BnO – część 3 – podstawy

Adventure Cup 2018 - notowanie 3

Previous thumb

Adventure Cup - notowanie 4

Next thumb
Scroll
O stronie
Bieg na orientację i rajdy przygodowe Adventure Race - dyscypliny sportu, w których poza przygotowaniem kondycyjnym najważniejszą rolę odgrywa nawigacja, czyli umiejętność korzystania z mapy. Na tej stronie znajdziesz Relacje, zapowiedzi oraz kalendarz imprez.
Artykuły
Będzie nam niezmiernie miło jeśli wesprzesz nas w pisaniu artykułów. Jeśli brałeś udział w jakichś zawodach i napisałeś z nich relację podeślij ją do nas. Umieścimy ją na stronie i podepniemy pod odpowiednie wydarzenie.
Kontakt
Masz uwagi odnośnie strony, chcesz dodać do kalendarza własną imprezę? A może byłeś na zawodach i chcesz żebyśmy opublikowali Twoją relację?
Napisz do nas!
Adres: kontakt@adventuresport.pl
@2016 Adventure Sport