• Strona główna
  • Rajdy AR
  • Maratony PMnO
  • BNO
  • Inne
  • Kalendarz
  • Ranking
    • Notowania
    • Regulamin
    • Archiwum
  • Trening
    • Poradnik
    • Zielony Punkt Kontrolny
  • Oferta
  • Strona główna
  • Rajdy AR
  • Maratony PMnO
  • BNO
  • Inne
  • Kalendarz
  • Ranking
    • Notowania
    • Regulamin
    • Archiwum
  • Trening
    • Poradnik
    • Zielony Punkt Kontrolny
  • Oferta

Jak oszukać sleepmonstera, czyli 350km wuefu w Szklarskiej cz.2

  • Opubikował Marek Galla
  • 7 maja 2016
  • 0 Komentarze
  • Wyświetlenia 433

Teraz czeka nas etap, którego się najbardziej obawiam, najdłuższy, najbardziej monotonny, o najgorszej godzinie, kiedy nie dość, że jest najzimniej, to jeszcze chce się najbardziej spać. Ubieramy się w cieplejsze rzeczy, uzupełniamy plecaki o picie i jedzenie i wyruszamy tuż przed drugą w nocy na 120km etap rowerowy. Nie mija 200 m, a mój rower musi mieć mały remoncik, na wcześniejszych zjazdach poluzowała się śruba pod siodełkiem (później przyjdzie nam ją dokręcać jeszcze 2 razy). Jedziemy wzdłuż Bobru, najpierw krótki podjazd, a potem długi zjazd. Masakra jak jest zimno! Ale przynajmniej nie chce się spać. Przejeżdżając przez Nielestno widzimy czołówki zespołu schodzącego z PK8, mamy tu już nad nimi naprawdę dużą przewagę. Podnosi to jeszcze nasze morale. Od Wlenia zaczyna się podjazd ciągnący się prawie do samego punktu. Idzie ciężko, nogi już są dość mocno zmęczone. Tuż przed podejściem na sam punkt doganiają nas Czesi i schodami pod „Ostrzycę” wspinamy się wspólnie. Weronika ma kryzys senny „Za każdym razem jak nad ranem tak zamulam to sobie mówię, że już nigdy nie wystartuję w takim długim rajdzie”. Na szczęście potem o tym zapomina 🙂 To już trzeci rok z rzędu, w którym Wera kończy długą trasę na Rajdzie 360 stopni. Za chwilę zaczyna świtać i kryzys senny udaje się opanować, na poboczu szron, więc nad ranem przy gruncie był przymrozek.

AR Poznań Team nie obronił się przed kryzysem :)

AR Poznań Team nie obronił się przed kryzysem 🙂

Przed PK13 mijamy się z Czechami, nadrobili nad nami już kilka minut. Rower to etap, na którym najbardziej liczy się zespołowość, na którym tworząc cztero-rowerowy peleton można pomóc osobie w danym momencie słabszej, taki peleton trudniej utrzymać na podjazdach, ale i na to rajdowcy mają patent – hol rowerowy. U nas z takim jechał Kuba i niestety nim został on użyty odczepił się od roweru i wkręcił w tylne koło. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach i rowerach, ale hol został zmielony na drzazgi i bardzo zabrakło nam go na kolejnych fragmentach rowerowych. Tak, bo od tego momentu zaczęły się góry, sporo było jazdy na przerzutce 1-1, sporo pchania roweru. Podchodząc łąką po czternastkę omijamy pastucha, na którym pasie się koń, przez te na których pasą się krowy postanawiamy przejść i dwa razy kopie mnie prąd. Takie urządzenie do pobudzania się podczas drugiej nocki byłoby świetne! A punkt stoi na przełęczy między Ogierem a Kobyłą! Potem zaliczamy Rudawy Janowickie, znowu pchanie roweru zielonym szlakiem, w końcu chowamy je w choinkach i po sam punkt wędrujemy z buta, a mapy… zostają w mapniku. Punkt prosty, przełęcz, skrzyżowanie szlaku niebieskiego i zielonego. Tylko lampionu nie ma, a my jak sieroty bez mapy „Ktoś pamięta jaki był opis?”. Weronika idzie na jakąś górę, nikt nie wie po co, bo punkt był zaznaczony na przełęczy. Po chwili wraca i oświadcza „Punkt jest na górze, wiedziałam że tam będzie”. No jak wszystko zawodzi to trzeba się zdać na kobiecą intuicję. Mijamy kilkunastu wspinaczy wędrujących w Sokoliki, pogodę na wspin mają wymarzoną! Zjazd z przełęczy jest już dużo przyjemniejszy, a największą frajdę sprawia przeskakiwanie przez odprowadzacze wody. A pisałem już, że przez cały czas mamy widok na piękne ośnieżone szczyty Karkonoszy? Dzięki temu jedzie się jeszcze przyjemniej. Na koniec etapu czeka nas jeszcze podjazd do Jagniątkowa. Łącznie 120 km na rowerze z prawie 2000 m podjazdu zajmuje nam 9 i pół godziny.

Słitka o wschodzie słońca

Słitka o wschodzie słońca

Czesi mają nad nami już godzinę przewagi. Widać, że dużo lepiej radzą sobie na rowerze. Ale teraz etap, na którym powinniśmy zyskiwać, czyli bieg na orientację. Tylko w lesie taki syf, że niezbyt można biegać. Punkty niby w fajnym skalistym terenie, ale widać je już z 300 m, więc nawigacyjnie też nie nadrabiamy. Gdyby ten etap był na starcie to można by pośmigać, a tak spacerujemy i gadamy o pierdołach. Mijamy się z AR Poznań Team, którzy mają do nas jakieś 30-40 min straty. Czuję, że na etapie rolkowym to odrobią. Na mecie etapu okazuje się, że mimo spacerowania odrobiliśmy do Czechów 40min. Jak to możliwe? Podobno bardziej guzdrali się na przepaku. Nam ten element do tego miejsca idzie bardzo sprawnie, ale teraz znowu odcinek rowerowy. Niby krótki, ale mam względem niego sporo wątpliwości.

Czternastka z zaginioną puszką

Czternastka z zaginioną puszką

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Nigdy nie byłem w górach na rowerze. Raz przejeżdżałem przez Bieszczady z sakwami, ale to nie to samo. Kompletnie nie wiem jak wybierać warianty na przelotach ze sporymi przewyższeniami. Tym bardziej w momencie, kiedy jesteśmy już bardzo zmęczeni i nawet ciut bardziej stromy podjazd powoduje, że przechodzimy do pchania roweru (brak holu rowerowego doskwiera coraz bardziej). Decydujemy się na warianty możliwie najkrótsze. Bo co za różnica, czy będziemy pchać rower na nachyleniu 10% czy 30%, a lepiej to robić przez kilometr a nie przez trzy. Łącznie na tym etapie mamy do pokonania 30 km i prawie kilometr w górę! Męczymy się niemiłosiernie. Przejazd z Górzyńca do Białej Doliny to jakaś masakra. Wleczemy się, w międzyczasie tracę kontakt z mapą, bo wydaje mi się, że powinniśmy być już dużo dalej. Ostatecznie w momencie jak wprowadzamy rowery na drogę prowadzącą do punktu mija nas AR Poznań Team. Czyli to, co mieli odrobić na rolkach, zrobili już tutaj. Czy na wcześniejszym przepaku rzucili hasło „Kiełbasy w górę i golimy frajerów”? Bo minęli nas bez pardonu. Teraz przejazd do Jakuszyc, ma być z górki, ale jak twierdzi Weronika „Igor to tak zrobi, że nawet jak ma być z górki to jest pod górkę”. Tutaj nasi koledzy dokładają nam jeszcze 10 minut.

Asfalt na Orle wymagał sporego skupienia

Asfalt na Orle wymagał sporego skupienia

W Jakuszycach zadanie logiczne, ale jakieś śmiesznie proste. Ubieramy się na rolki i wyruszamy w miarę żwawo. Trochę konsternacja jak obsługująca ten punkt Agnieszka mówi „Uważajcie na siebie. Jak nie czujecie się pewnie na rolkach to lepiej biegajcie. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy”. Nastraszyła mnie nieźle przed tym etapem. Dodatkowo część trasy i to ta rolkowa ma być po stronie czeskiej, a ja nie mam żadnego ubezpieczenia na zagranicę. Co będzie jak złamię tam nogę? Mózg snuje dziwne wizje w tej 32 godzinie rajdu. Zakładamy rolki i ruszamy do Schroniska Orle. Asfalt jest fatalny, ale jakoś da się jechać. Potem przechodzimy na stronę czeską i jakbyśmy trafili do innego świata. Piękniutki, gładziutki asfalt, tylko ktoś go posypał jakimś dziwnym żwirkiem. Do podnóży Smereka udaje się dojechać bez wywrotki, ale jedziemy bardzo, bardzo asekuracyjnie i tracimy do wyprzedzających nas zespołów mnóstwo czasu. Pod Smerekiem ściągamy rolki i zaczyna się marszobiegiem z dominantą marszową. Jest ciemno, szlak jest nudny i wszyscy zaczynamy zamulać. Na moment skacze nam adrenalina, gdy zakładamy rolki na zjeździe do chatki górzystów, ale jest tam na tyle niebezpiecznie, że hamujemy na trawie i rolki lądują z powrotem w plecaku. Wymyślono 100 sposobów na walkę ze snem. Krzyś Muszyński śpiewa piosenki Rycha Peji, Jacek naśladuje dźwięki z Age of Empires i Knights&Merchants („Czas na żarcie!”), Kasia recytuje wierszyki, Kondzik śpiewa Britney Spears. My nie wykorzystywaliśmy żadnego z nich. Szliśmy jak zombiaki. Liczyłem kroki, sekundy, ale nie pomagało. W pewnym momencie słyszę dźwięk mojego budzika, tak przyśnił mi się, budzę się z jedną nogą w rowie. Jest naprawdę ciężko. Kryzys złapał nas wszystkich w jednym momencie. Przy schronisku Orle mija nas grupa turystów, miny mają takie, że chyba musimy wyglądać dość przerażająco. Zakładamy rolki i na nierównym asfalcie adrenalina znowu skacze. Udaje się dojechać do Polany Jakuszyckiej i po 7,5h kończymy ten etap. Do wyprzedzających nas zespołów tracimy po 1,5h.

Cytując klasyka "Cała Polska na Ciebie patrzy, a Ty się w sweterek zaplątałaś"

Cytując klasyka „Cała Polska na Ciebie patrzy, a Ty się w sweterek zaplątałaś”

Teraz już tylko 12 km roweru i będziemy na mecie, to przecież max. godzina jazdy. Będziemy mogli się wykąpać i wskoczyć do śpiworów. No tak, ale zgubiła mi się część od lampki. Głupia gumka do przypięcia jej do kasku. Mam zapasową baterię, zapasowe nosidło na głowę, ale głupia gumka się gdzieś zgubiła i nie mam drugiej. Próbujemy przypiąć lampkę trytytkami, ale robię to jak ciota, w rękawiczkach, po tylu godzinach bez spania jestem mało precyzyjny. W końcu Wera ratuje mnie swoją gumką do włosów. Idealnie nie jest, bo na nierównościach lampka zsuwa się i świeci mi prosto w oczy, ale jakoś da się jechać. Zjeżdżamy do Szklarskiej Poręby i na zadaniu specjalnym w Kruczych Skałach spotykamy zespół AR Poznań. Co oni tu jeszcze robią? Gorzoła wisi na linie 20m nad ziemią i się drze. Krzyś panikuje, że jakaś belka mu leci na głowę. Jakieś dantejskie sceny. Zadanie specjalne jest dość trudne technicznie i fizycznie. Nie ma to już żadnego wpływu na zajęte miejsce, więc się rozluźniamy i spędzamy tam prawie 2 godziny. Udaje się przeżyć, ale bardzo żałuję, że nie dotarliśmy tutaj za dnia. Zjazd z 30m skały to musi być przeżycie, ale jak się nie widzi co jest pod spodem to jest jakoś łatwiej i mniej spektakularnie. Ostatecznie o 5:08 dojeżdżamy na metę na trzecim miejscu po 43 godzinach napierania. Radość jest bardziej z tego, że w końcu można się położyć spać, niż że dokonało się czegoś wielkiego. Rajdowcy mówią, że „im gorzej, tym lepiej”. Coś w tym jest. Rajd w świetnej pogodzie, bez błędów nawigacyjnych i jakichś megakryzysów na pewno wspomina się krócej i jego ukończenie daje mniejszą satysfakcję. Do mety w komplecie docierają jeszcze 3 inny zespoły, w tym dwa z moim rodzeństwem w składzie. Galla vs. Rajd 360 stopni tym razem 4:0 🙂

AR Poznań Team na mecie na drugim miejscu

AR Poznań Team na mecie na drugim miejscu. Przed wjazdem na metę umyli zęby pastą Colgate White

 

4/6 zespołów które ukończyły trasę długą wywodzą się z Wielkopolski!

4/6 zespołów które ukończyły trasę długą wywodzą się z Wielkopolski!

 

 5

0 Comments

Leave Reply Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Szukaj
Najbliższe imprezy
Facebook
Losowa relacja
"Zepsuty kompas, jedna mapa i… Masz stowarzysza!"
autor: Katarzyna Karpa
Popularne wpisy
  • Poradnik BnO – część 1 – legenda mapy
  • Maraton na Orientację – jak zacząć?
  • Poradnik BnO – część 3 – podstawy

Harpagan 51 – krajobraz po walce

Previous thumb

NZARP - notowanie po On-Sight INTRO

Next thumb
Scroll
O stronie
Bieg na orientację i rajdy przygodowe Adventure Race - dyscypliny sportu, w których poza przygotowaniem kondycyjnym najważniejszą rolę odgrywa nawigacja, czyli umiejętność korzystania z mapy. Na tej stronie znajdziesz Relacje, zapowiedzi oraz kalendarz imprez.
Artykuły
Będzie nam niezmiernie miło jeśli wesprzesz nas w pisaniu artykułów. Jeśli brałeś udział w jakichś zawodach i napisałeś z nich relację podeślij ją do nas. Umieścimy ją na stronie i podepniemy pod odpowiednie wydarzenie.
Kontakt
Masz uwagi odnośnie strony, chcesz dodać do kalendarza własną imprezę? A może byłeś na zawodach i chcesz żebyśmy opublikowali Twoją relację?
Napisz do nas!
Adres: kontakt@adventuresport.pl
@2016 Adventure Sport